CZEKOLADA
CZĘŚĆ III
OSTATNIA
CZĘŚĆ III
OSTATNIA
Straciłam cię, Gat -
dlatego, że tak desperacko,
rozpaczliwie się w Tobie zakochałam.
~E.Lockhart "Byliśmy łgarzami strona 234
rozpaczliwie się w Tobie zakochałam.
~E.Lockhart "Byliśmy łgarzami strona 234
***
Wracałem z treningu,
który jeszcze pogorszył mój nastrój. Dzisiaj był TEN dzień, który nie powinien
się zdarzyć. Nie byłem w stanie normalnie funkcjonować, nie byłem w stanie
kolejny raz grać przed Olą szczęśliwego. Ale widząc jej coraz większy brzuch, w
którym rozwija się owoc naszego wspólnego życia nie byłem w stanie jej ranić.
To wszystko znów mnie przerosło chociaż z dnia na dzień powinno być łatwiej,
obraz Kamili powinien zamazywać się w mojej głowie i sercu, ale tak nie było.
Gdy co rano spoglądałem na kalendarz nie mogłem uwierzyć, że tak mało brakuje do
ziszczenia się mojego koszmaru. Do jej ślubu.
Wbiegłem na klatkę
schodową szukając w kieszeni skórzanej kurtki kluczy do mieszkania. Aleksandry
nie powinno jeszcze być, więc wcale nie spodziewałem się otworzenia drzwi po moim
zapukaniu. Właściwie, dlaczego to zrobiłem? Sam nie wiem. Może łudziłem się, że
to wszystko to sen, a zaraz drzwi otworzy mi Kamila. Jednak teraz to nie było
istotne. Wszedłem w głąb mieszkania zdejmując wierzchnie warstwy garderoby. Rzuciłem
w kąt treningową torbę i wchodząc do pokoju zabrałem z szafki listy. Bezmyślnie
przeglądałem koperty zaadresowane do mnie, czy do mojej partnerki.
- Rachunki,
rachunki, rachunki. - mruczałem pod nosem mając ochotę podrzeć wszystkie jednym
ruchem ręki. Jednak, gdy moja zainteresowanie sięgnęło minimum, na samym dole
stosiku, który powstał po ostatnich odwiedzinach listonosza dostrzegłem kopertę
inną niż wszystkie. Kremową, ze złotymi akcentami. Moje źrenice zrobiły się
nienaturalnie duże, a serce przyśpieszyło znacznie.
Czułem jak
wszystkie moje mięśnie spinają się w chwili, w której drżącymi palcami
przedzierałem kopertę. Od razu uderzył mnie zapach perfum, które jakiś czas temu
tam mocno wwiercały mi się w zmysły. Wyjąłem zgiętą na pół kartkę zapisaną
starannym pismem i nie wiedziałem czy chcę to czytać. Lekko zdenerwowany spojrzałem na
stojący nieopodal zegar i w głowie kalkulowałem ile czasu zostało do powrotu Oli z
pracy. Dwie godziny.
- To wystarczy. -
powiedziałem wyciągając z szafy białą koszulę i marynarkę. Dziękowałem w duchu mojej
ciężarnej narzeczonej, że jest perfekcjonistką do tego stopnia, że zanim
odwiesi ubrania zawsze je wyprasuje. Raz po raz spoglądając na poruszające się
wskazówki starałem się spełnić zadania spisane na lodówce. Mięso podgrzane,
ubrania posegregowane, pranie zrobione.
Dwadzieścia minut
przed godziną rozpoczęcia mszy ślubnej zamknąłem zamek w drzwiach i wybiegłem z
bloku. Odpaliłem samochód i czułem napływ emocji. Strachu, bo przecież ona jest
ważna. Smutku, bo dzisiaj skończy się rozdział, najpiękniejszy w moim życiu, o
nazwie „Kamila”. Złości, że tak długo skrywałem moje prawdziwe uczucia oraz
szczęścia. Może to dziwne, ale jechałem tam tylko po to, aby zobaczyć jak
składa przysięgę. Panna Stankiewicz była osobą, która sprawiła, że zrozumiałem,
co to miłość. Co to jest przyjaźń. Teraz, w momentach, gdy nie mam prawa jej
kochać, mogę tylko życzyć jej szczęścia. To, że nam coś stanęło na drodze nie
oznacza, że będę pragnął jej do końca moich dni. Nie wierzę w przypadki,
dlatego też wiem, że coś postawiło ją na mojej drodze, aby to wszystko się
stało. Zmieniło mnie.
Już z oddali
słyszałem kościelne dzwony, a gdy podjechałem pod boczne wejście kościoła zobaczyłem
gromadzących się na placu przed gości. Czekali na parę młodą. Pięknych,
zakochanych, w pełni świadomych pokładanych w nich nadziei. Udaje mi się
dostrzec ojca panny młodej, choć go nigdy wcześniej nie spotkałem. Był jednym z
liczących się biznesmanów w województwie, a przyszłość córki miał obmyślaną od
dnia jej urodzin. Kamila wiele razy żaliła mi się, że to ojciec wybrał jej
zawód, studia i nawet męża. Ale w końcu odnalazła się w zawodzie, a Tomasza
pokochała. Bo przecież, gdyby go nie kochała nie przyjęłaby oświadczyn.
Prawda?
Bałem się spojrzeć na parkujący, biały
samochód i wysiadających z niego ludzi. Chociaż starałem się krok po kroku
oduczyć się Kamili, nie mogłem poddać rozpoczętej walki. Jednak chęć spojrzenia
na nią, ten ostatni raz okazała się silniejsza. W pierwszej chwili jej nie
poznałem. Wyglądała zupełnie inaczej niż ją zapamiętałem. Brązowe loki, które
zwykle pozostawały w nieładzie teraz były proste. Biała suknia, która opinała
jej sylwetkę w niczym nie przypominała powyciąganych błękitnych dresów i
ciemnej za dużej koszulki. Nawet jej uśmiech, który zauważyłem mimo mojego
oddalenia od centrum wydarzeń był inny. Szerszy, bardziej sztuczny.
W tamtej chwili
mnie olśniło.
Ona nie była już
moja. Ona była w tym momencie sobą. Idealną córką idealnych rodziców. Niepokłóconą
z ojcem zwariowaną dziennikarką, z która się zaprzyjaźniłem, którą pokochałem.
I właśnie w tamtym
momencie, coś sobie przyrzekłem. I choć wiedziałem, że nie łatwo będzie
odrzucić w odmęty pamięci tych kilku miesięcy postanowiłem dotrzymać słowa.
Postanowiłem znów pokochać moją prawdziwą miłość. Bo miłość do Kamili
Stankiewicz była jak czekolada, rozkoszna, ale na krótko. To Ola sprawiła, że
dalej czułem się jakbym latał trzy metry nad ziemią.