And there's a hurricane underneath it
Trying to keep us apart
I write with a poison pen
But these chemicals moving between us
Are the reason to start again
Trying to keep us apart
I write with a poison pen
But these chemicals moving between us
Are the reason to start again
CZĘŚĆ I "i wasn't a good sister"
W rytm znanego przeboju któregoś z amerykańskich
zespołów uderzałam pomalowanymi na czarno paznokciami o ceglany murek na
obrzeżach miasta. Spoglądałam na sponiewierane wichurą drzewa, których gałęzie
porozrzucane były po pustym w tamtej chwili placu zabaw. Nieoliwiona od dawna
huśtawka skrzypiała poruszana uspokajającym się już wiatrem, a ja wsłuchiwałam
się w odprężającą ciszę. Przerzucałam kartki powieści, którą zadała na
jutrzejszy dzień nauczycielka. Nigdy nie lubiłam lekcji języka ojczystego, bo
wszystkiego regułki, wyjątki i przypadki były niczego nie potrzebnym utrudnieniem.
Inaczej było z lekturami, ponieważ je kochałam. Nigdy nie czułam obowiązku,
lecz przyjemność, gdy mogłam zapełnić kolejną pozycję na mojej karcie
bibliotecznej. W wolnej ręce trzymałam wypalonego do połowy papierosa, który
zmierzał powoli do podrażnionych lodowatymi podmuchami ust.
- Kaster we własnej osobie - usłyszałam
przesiąknięty jadem głos, który sprawił, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
- Nikt nie rozumie twojej artystycznej duszy?
Prychnęłam pod nosem gasząc cienkiego jak patyczek od lizaka papierosa podeszwą zielonego trampka. Nie zaszczyciłam mężczyzny spojrzeniem modląc się, żeby, choć tym razem dał mi spokój. Nie miałam ochoty, ani siły na kolejną z rzędu jakże ciekawą pogawędkę z blond bogiem, do którego wzdychało grono dziewczyn, w tym moja młodsza siostra. Miałam na głowie większe problemy, wątpliwości niż podpowiedź na pytanie, które zadawałam sobie przy każdej możliwej okazji ' Jak można być takim idiotą?'.
- Królowa wybaczy - pokłonił się w pas stając
przede mną budząc na mojej twarzy delikatny uśmiech.- Nie jestem godzien, abyś
mi odpowiedziała.
- Wellinger, choć raz zamknij tę swoją śliczną
buźkę - warknęłam wstając z miejsca, jednak, gdy chciałam go wyminąć chwycił
mnie za ramię. - Puść, bo zgłoszę to, jako napastowanie.
- Wiem, że o tym marzysz - zaśmiał się gardłowo
patrząc mi w oczy. Zmrużyłam powieki walcząc z chęcią opowiedzenia mu
wszystkiego.- Ale nie martw się, kijem bym cię nie dotknął.
- Przynajmniej nie złapię jakiejś kiły - rzuciłam
z udawanym entuzjazmem kierując się w stronę domu, choć wiedziałam, że jeszcze
długo nie chciałam tam być.
Szłam po popękanych od starości chodnikowych
płytkach nucąc pod nosem piosenki Iron Maiden. Założyłam słuchawki i starałam
się rozmasować obolałe od uścisku Anderasa ramię.
- Poczekaj! - wywróciłam oczami, gdy usłyszałam
dźwięk butów uderzających o podłoże. Przygryzłam wargi i odwróciłam się w jego
stronę. Spojrzałam na niego wyczekująco, a ona uśmiechnął się szeroko.
Wyciągnął z kieszeni ciemnych jeansów zmiętą kartkę, a ja jęknęłam głośno.
Podał mi ją a jedynym, co mi przyszło do głowy to fakt, że nie umiem się
teleportować. To by była najlepsza opcja wtedy. Ale nie mogłam tego zrobić.
- Pieprzony Harry Potter- burknęłam pod nosem
wywołując zdziwienie na twarzy chłopaka.- Jutro o 17.
***
Ze znudzeniem wpatrywałam się w szalejącą za
oknem wichurę i przerzucałam kolejne strony powieści.
- Od czego są opracowania - mruknęłam pod nosem
zamykając z trzaskiem opowiadanie "Złoty garnek" Ernsta Theodora
Amadeusa Hoffmana oraz przeklinając w duchu zbliżający się egzamin dojrzałości
i rozszerzony język narodowy. Moje rozmyślania na wszelkimi możliwościami
ominięcia tego znieważonego przez uczniów, a kochanego przez system edukacji
punktu przerwało delikatne, ledwie słyszalne pukanie w białe drzwi. Uniosłam
brew patrząc na poruszającą się klamkę pomstując pod nosem poszanowanie
prywatności w mojej rodzinie. Tutaj nie było takiego czegoś, to nie istniało
nigdy, jakby moja familia wymazała słowo "prywatność" i jego
znaczenie ze wszelakich słowników.
- Nie musisz odpowiadać- tymi słowami powitała
mnie moja młodsza siostra podnosząc mi ciśnienie jeszcze bardziej.
Blondynka opadła na obrotowe krzesło stojące przy biurku i zaczęła skubać nitki
wystające z rękawa ciemnego swetra.
Wiedziałam, że ma jakiś interes. Czułam to,
ponieważ przychodziła do mnie bardzo rzadko. Nigdy nie miałyśmy cudownych
kontaktów, chociaż dzielił nas tylko rok różnicy. Ale miałyśmy te same geny,
byłyśmy siostrami. Neele była zawsze tą bardziej kochaną przez większość
rodziny. Skóra zdjęta z mamy zawsze wiedziała, co powiedzieć i jak się
zachować. A ja chłapałam językiem jak stwierdziła babcia na lewo i prawo. Od
dwunastego roku życia kupowałam głównie ciemne ubrania, a moje oczy zawsze były
obrysowane czarną kredką. Miałam 16 lat, gdy zapaliłam pierwszego papierosa na
jednej ze szkolnych wycieczek.
- Mama cię przysłała? - zapytałam nie mogąc
dłużej znieść natarczywego wpatrywania się w moją osobę. Siostra przeczesała
włosy i pokręciła głową.
- Tak sobie pomyślałam, że - jej głos był tak
słodki, że aż wyprostowałam się znacznie. - Chodzi o to, że... Pomyślałam
sobie, że...
-Neele do rzeczy.
- Że mogłabyś mnie zabrać do Andreasa na tę,
twoją randkę. - wypaliła, a ja nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać.
Przeanalizowałam jeszcze raz tę całą sytuację i wybuchnęłam głośnych śmiechem.
Nie wiem czy wspominałam, ale moja siostra miała niezłą obsesję na punkcie
blondyna. On, kiedy tylko przyszła do naszej szkoły, którą o ironio! musiałam z
nią dzielić, wzdychała do niego w każdej wolnej od nauki sekundzie. Nigdy nie
rozumiałam, co w nim widzi. Andreas Wellinger był dla mnie skończonym idiotą od
czwartej klasy szkoły, kiedy to wspaniałomyślnie wylał na mnie wiadro budyniu,
który dziwnym trafem nie znajdował się w stołówce.
- Młoda, mam mu wytłumaczyć chemię. To nie jest
randka. - przewróciłam oczami odkładając porozrzucane na łóżku rzeczy na szafkę
nocną. Blondynka wpatrywała się we mnie uparcie, a mnie udało się westchnąć
niezauważenie.
- Lara, proszę - zagryzła wargę chcąc, abym
zgodziła się na jego zdurniały pomysł. Może wtedy da mi spokój na resztę mojego
nędznego żywota?
- Zgoda.
***
Siedzieliśmy już trzecią godzinę nad rozłożonymi
na całej podłodze książkami, które nijak nam pomagały. Chemia organiczna była
dla skoczka czarną magią, a ja byłam osobą, która miała mu pomóc ją zrozumieć.
Miałam miesiąc, a ja po pierwszym wieczorze w jego towarzystwie miałam dość.
Nie umiałam do niego dotrzeć, wbić mu do głowy najważniejszych regułek, aby „mieć,
na czym pracować”. Gdy tylko wydawało mi się, że chłopak zrozumiał coś z
licznych wykresów, tabelek i znaczków odzywała się moja siostra burząc tę istną
sielankę. „Adreas a to prawdziwy medal?” „Dużo trenujesz?” Po dwudziestym
drugim z sześciesięciu czterech pytań na temat jego wspaniałości miałam
zdecydowanie dość. Chociaż musiałam przyznać, że gospodarz siedział spokojnie odpowiadając
na wszystkie wyczerpująco. Rzucił mi przepraszające spojrzenie, a ja tryumfowałam.
- Neele, mogłabyś przynieść nam herbatę z kuchni?
- zapytał swoim dźwięcznym głosem powodując czerwone rumieńce na twarzy
nastolatki. Kiwnęła pośpiesznie głową i w podskokach opuściła sypialnię
chłopaka.
Rozsiadłam się wygodniej opierając głową o stelaż jego łóżka, a Wellinger uśmiechnął się zmęczony. Przymknęłam oczy próbując delektować się chwilową ciszą i wdychając zapach waniliowej świeczki, która oświetlała jedno z okien pokoju chłopaka.
- Ona tak zawsze? - zapytał, a ja musiałam
panować nad swoim ciałem, a właściwie szczęką. Pierwszy raz od blisko siedmiu
lat w jego głosie nie słyszałam drwiny czy innego chamstwa tego świata.
Spojrzałam na niego z ukosa i zobaczyłam, że również siedzi z zamkniętymi
oczami wyraźnie zmęczony.
- Kolejna omamiona twoją nadmuchaną idealnością –
uśmiechnęłam się ironicznie w jego stronę powodując na jego twarzy delikatny
uśmiech. – Ile jeszcze takich małolat trzymasz w szafie?
Blondyn otworzył nagle oczy mierząc mnie
błękitnymi tęczówkami. Próbowałam zignorować dreszcz, który przeszedł do moich
plecach. Przysunął się bliżej mnie, a ja momentalnie znieruchomiałam. Czułam
się jak sparaliżowana, a w pokoju zaległa głucha cisza. Tylko z kuchni
położonej na parterze domu słychać było pobrzękiwanie naczyń zapewne używanych
przez Neele. Opamiętaj się Kastner, to tylko Wellinger- zganiłam się w myślach
próbując zmienić miejsce, aby wyplątać się z tej dwuznacznej sytuacji. Jednak
chłopak widząc moje zamiary zablokował się w jednym miejscu. Nie mogłam się
ruszyć blokowana przez dłonie Wellingera spoczywające po obu stronach mojego
ciała.
- Powoli już się nie mieszczą – powiedział gardłowo
nachylając się nade mną jeszcze bardziej. – Chcesz do nich dołączyć?
Zamarłam. Nie umiałam zrozumieć mojej podświadomości, która w tym momencie chciała go pocałować. Miałam tak niesamowite myśli na myśli, że moja własna podświadomość się rumieniła.
Zza drzwi dobiegł nas głos blondynki „Otwórzcie,
bo sama nie dam rady”. To spowodowało, że oderwaliśmy się od siebie jak
oparzeni, a ja jedyne, na co miałam ochotę to po prostu jak najszybciej opuścić
ten dom. Kiedy Neele postawiła tacę z herbatą na biurku nie wytrzymałam.
- Neele, mama dzwoniła –
wymyśliłam na poczekaniu łapiąc równie zdezorientowany, co mój wzrok chłopaka. –
Musimy już iść
***
Pakowałam potrzebne na jutro podręczniki
do skórzanej torby, gdy moje siostra ponownie stanęła w drzwiach mojego pokoju.
Spojrzałam na nią pytająco, a ona uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję – powiedziała podbiegając
do mnie i zamykając mnie w szczelnym uścisku. Nie mogłam się ruszyć ani
odezwać. Bo co miałabym jej powiedzieć? Że uratowała ci życie tą herbatą? Że
prawie pocałowałam chłopaka, w którym kocha się od prawie dwóch lat? – A właśnie
dzwonił Andreas i kazał ci przekazać, że zostawiłaś u niego książkę.
Wyszła z pokoju zostawiając mnie
po raz kolejny tego dnia w szoku. Czyli szykowała się kolejna wizyta u pana
Wellingera. Westchnęła sfrustrowana lustrując wzrokiem jutrzejszy plan lekcji.
Jak na złość wyraźnie pogrubioną trzcinką widniała tam „CHEMIA”. Zaklęłam pod
nosem narzucając na siebie skórzaną kurtkę.
- Im wcześniej to załatwię tym
lepiej – powiedziałam do siebie zatrzaskując za sobą drzwi wejściowe do domu.
Założyłam słuchawki i próbowałam się wyciszyć. Mentalnie nastroić przed
kolejnym spotkaniem z chłopakiem.
Po dłuższej chwili, czyli po około
trzech piosenkach stanęłam na werandzie domu sportowca. Zagryzłam wargę
naciskając dzwonek, a już po chwili uświadomiłam sobie, że mam jeszcze chwilę
na ucieczkę. Spojrzałam w stronę rosnących gęsto świerków wydających się
idealną kryjówką. Jednak drzwi się otworzyła, a światło dochodzące z pokoju
oślepiło mnie na chwilę.
- Lara – uśmiechnęłą się do mnie
pani Wellinger. – Ty do Andiego?
Chcąc nie chcąc skinęłam głową, a
kobieta momentalnie pojaśniała. Zawołała syna i zostawiła mnie przed domem
żegnając mnie z dziwnym uśmiechem.
Przełknęłam ślinę wykręcając nerwowo palce, gdy drzwi ponownie się
otworzyły.
- Proszę, twój zeszyt - powiedział na przywitanie chłopak podając mi
czerwony notes.
Uśmiechnęła się, a właściwie starałam się to zrobić. Ściskałam
mocno sztywną okładkę patrząc na zagubionego chłopaka. Czy ja też tak
wyglądałam? Nie wiem, ale najprawdopodobniej tak. Bo nigdy wcześniej nie byłam
w podobnej sytuacji. – Lara, posłuchaj…
Nie dokończył, a ja wcale tego nie
żałowałam. Wpił mi się w wargi całując najpierw delikatnie pogłębiając jednak
pieszczotę z każdą chwilą. Objęłam go za szyję wplatając ręce w jego jasne
włosy. Trzymał mnie mocno w talii, a ja nie zdawałam sobie sprawy jak to
wydarzenie skomplikuje mi życie.
wiem, że miało być wcześniej, ale cóż...
mam zaległość, ale nadrobię, i promise