środa, 6 lipca 2016

część I "i wasn't a good sister"





 
And there's a hurricane underneath it
Trying to keep us apart
I write with a poison pen
But these chemicals moving between us
Are the reason to start again
 
 
 
CZĘŚĆ I "i wasn't a good sister" 

W rytm znanego przeboju któregoś z amerykańskich zespołów uderzałam pomalowanymi na czarno paznokciami o ceglany murek na obrzeżach miasta. Spoglądałam na sponiewierane wichurą drzewa, których gałęzie porozrzucane były po pustym w tamtej chwili placu zabaw. Nieoliwiona od dawna huśtawka skrzypiała poruszana uspokajającym się już wiatrem, a ja wsłuchiwałam się w odprężającą ciszę. Przerzucałam kartki powieści, którą zadała na jutrzejszy dzień nauczycielka. Nigdy nie lubiłam lekcji języka ojczystego, bo wszystkiego regułki, wyjątki i przypadki były niczego nie potrzebnym utrudnieniem. Inaczej było z lekturami, ponieważ je kochałam. Nigdy nie czułam obowiązku, lecz przyjemność, gdy mogłam zapełnić kolejną pozycję na mojej karcie bibliotecznej. W wolnej ręce trzymałam wypalonego do połowy papierosa, który zmierzał powoli do podrażnionych lodowatymi podmuchami ust.

- Kaster we własnej osobie - usłyszałam przesiąknięty jadem głos, który sprawił, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. - Nikt nie rozumie twojej artystycznej duszy?

Prychnęłam pod nosem gasząc cienkiego jak patyczek od lizaka papierosa podeszwą zielonego trampka. Nie zaszczyciłam mężczyzny spojrzeniem modląc się, żeby, choć tym razem dał mi spokój. Nie miałam ochoty, ani siły na kolejną z rzędu jakże ciekawą pogawędkę z blond bogiem, do którego wzdychało grono dziewczyn, w tym moja młodsza siostra. Miałam na głowie większe problemy, wątpliwości niż podpowiedź na pytanie, które zadawałam sobie przy każdej możliwej okazji ' Jak można być takim idiotą?'.

- Królowa wybaczy - pokłonił się w pas stając przede mną budząc na mojej twarzy delikatny uśmiech.- Nie jestem godzien, abyś mi odpowiedziała.

- Wellinger, choć raz zamknij tę swoją śliczną buźkę - warknęłam wstając z miejsca, jednak, gdy chciałam go wyminąć chwycił mnie za ramię. - Puść, bo zgłoszę to, jako napastowanie.

- Wiem, że o tym marzysz - zaśmiał się gardłowo patrząc mi w oczy. Zmrużyłam powieki walcząc z chęcią opowiedzenia mu wszystkiego.- Ale nie martw się, kijem bym cię nie dotknął.

- Przynajmniej nie złapię jakiejś kiły - rzuciłam z udawanym entuzjazmem kierując się w stronę domu, choć wiedziałam, że jeszcze długo nie chciałam tam być.

Szłam po popękanych od starości chodnikowych płytkach nucąc pod nosem piosenki Iron Maiden. Założyłam słuchawki i starałam się rozmasować obolałe od uścisku Anderasa ramię.

- Poczekaj! - wywróciłam oczami, gdy usłyszałam dźwięk butów uderzających o podłoże. Przygryzłam wargi i odwróciłam się w jego stronę. Spojrzałam na niego wyczekująco, a ona uśmiechnął się szeroko. Wyciągnął z kieszeni ciemnych jeansów zmiętą kartkę, a ja jęknęłam głośno. Podał mi ją a jedynym, co mi przyszło do głowy to fakt, że nie umiem się teleportować. To by była najlepsza opcja wtedy. Ale nie mogłam tego zrobić.

- Pieprzony Harry Potter- burknęłam pod nosem wywołując zdziwienie na twarzy chłopaka.- Jutro o 17.
 
 
 
***




Ze znudzeniem wpatrywałam się w szalejącą za oknem wichurę i przerzucałam kolejne strony powieści.

- Od czego są opracowania - mruknęłam pod nosem zamykając z trzaskiem opowiadanie "Złoty garnek" Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmana oraz przeklinając w duchu zbliżający się egzamin dojrzałości i rozszerzony język narodowy. Moje rozmyślania na wszelkimi możliwościami ominięcia tego znieważonego przez uczniów, a kochanego przez system edukacji punktu przerwało delikatne, ledwie słyszalne pukanie w białe drzwi. Uniosłam brew patrząc na poruszającą się klamkę pomstując pod nosem poszanowanie prywatności w mojej rodzinie. Tutaj nie było takiego czegoś, to nie istniało nigdy, jakby moja familia wymazała słowo "prywatność" i jego znaczenie ze wszelakich słowników.

- Nie musisz odpowiadać- tymi słowami powitała mnie moja młodsza siostra podnosząc mi ciśnienie jeszcze bardziej. Blondynka opadła na obrotowe krzesło stojące przy biurku i zaczęła skubać nitki wystające z rękawa ciemnego swetra.

Wiedziałam, że ma jakiś interes. Czułam to, ponieważ przychodziła do mnie bardzo rzadko. Nigdy nie miałyśmy cudownych kontaktów, chociaż dzielił nas tylko rok różnicy. Ale miałyśmy te same geny, byłyśmy siostrami. Neele była zawsze tą bardziej kochaną przez większość rodziny. Skóra zdjęta z mamy zawsze wiedziała, co powiedzieć i jak się zachować. A ja chłapałam językiem jak stwierdziła babcia na lewo i prawo. Od dwunastego roku życia kupowałam głównie ciemne ubrania, a moje oczy zawsze były obrysowane czarną kredką. Miałam 16 lat, gdy zapaliłam pierwszego papierosa na jednej ze szkolnych wycieczek.

- Mama cię przysłała? - zapytałam nie mogąc dłużej znieść natarczywego wpatrywania się w moją osobę. Siostra przeczesała włosy i pokręciła głową.

- Tak sobie pomyślałam, że - jej głos był tak słodki, że aż wyprostowałam się znacznie. - Chodzi o to, że... Pomyślałam sobie, że...

-Neele do rzeczy.

- Że mogłabyś mnie zabrać do Andreasa na tę, twoją randkę. - wypaliła, a ja nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Przeanalizowałam jeszcze raz tę całą sytuację i wybuchnęłam głośnych śmiechem. Nie wiem czy wspominałam, ale moja siostra miała niezłą obsesję na punkcie blondyna. On, kiedy tylko przyszła do naszej szkoły, którą o ironio! musiałam z nią dzielić, wzdychała do niego w każdej wolnej od nauki sekundzie. Nigdy nie rozumiałam, co w nim widzi. Andreas Wellinger był dla mnie skończonym idiotą od czwartej klasy szkoły, kiedy to wspaniałomyślnie wylał na mnie wiadro budyniu, który dziwnym trafem nie znajdował się w stołówce.

- Młoda, mam mu wytłumaczyć chemię. To nie jest randka. - przewróciłam oczami odkładając porozrzucane na łóżku rzeczy na szafkę nocną. Blondynka wpatrywała się we mnie uparcie, a mnie udało się westchnąć niezauważenie.

- Lara, proszę - zagryzła wargę chcąc, abym zgodziła się na jego zdurniały pomysł. Może wtedy da mi spokój na resztę mojego nędznego żywota?

- Zgoda.



***



Siedzieliśmy już trzecią godzinę nad rozłożonymi na całej podłodze książkami, które nijak nam pomagały. Chemia organiczna była dla skoczka czarną magią, a ja byłam osobą, która miała mu pomóc ją zrozumieć. Miałam miesiąc, a ja po pierwszym wieczorze w jego towarzystwie miałam dość. Nie umiałam do niego dotrzeć, wbić mu do głowy najważniejszych regułek, aby „mieć, na czym pracować”. Gdy tylko wydawało mi się, że chłopak zrozumiał coś z licznych wykresów, tabelek i znaczków odzywała się moja siostra burząc tę istną sielankę. „Adreas a to prawdziwy medal?” „Dużo trenujesz?” Po dwudziestym drugim z sześciesięciu czterech pytań na temat jego wspaniałości miałam zdecydowanie dość. Chociaż musiałam przyznać, że gospodarz siedział spokojnie odpowiadając na wszystkie wyczerpująco. Rzucił mi przepraszające spojrzenie, a ja tryumfowałam.

- Neele, mogłabyś przynieść nam herbatę z kuchni? - zapytał swoim dźwięcznym głosem powodując czerwone rumieńce na twarzy nastolatki. Kiwnęła pośpiesznie głową i w podskokach opuściła sypialnię chłopaka.

Rozsiadłam się wygodniej opierając głową o stelaż jego łóżka, a Wellinger uśmiechnął się zmęczony. Przymknęłam oczy próbując delektować się chwilową ciszą i wdychając zapach waniliowej świeczki, która oświetlała jedno z okien pokoju chłopaka.

- Ona tak zawsze? - zapytał, a ja musiałam panować nad swoim ciałem, a właściwie szczęką. Pierwszy raz od blisko siedmiu lat w jego głosie nie słyszałam drwiny czy innego chamstwa tego świata. Spojrzałam na niego z ukosa i zobaczyłam, że również siedzi z zamkniętymi oczami wyraźnie zmęczony.

- Kolejna omamiona twoją nadmuchaną idealnością – uśmiechnęłam się ironicznie w jego stronę powodując na jego twarzy delikatny uśmiech. – Ile jeszcze takich małolat trzymasz w szafie?

Blondyn otworzył nagle oczy mierząc mnie błękitnymi tęczówkami. Próbowałam zignorować dreszcz, który przeszedł do moich plecach. Przysunął się bliżej mnie, a ja momentalnie znieruchomiałam. Czułam się jak sparaliżowana, a w pokoju zaległa głucha cisza. Tylko z kuchni położonej na parterze domu słychać było pobrzękiwanie naczyń zapewne używanych przez Neele. Opamiętaj się Kastner, to tylko Wellinger- zganiłam się w myślach próbując zmienić miejsce, aby wyplątać się z tej dwuznacznej sytuacji. Jednak chłopak widząc moje zamiary zablokował się w jednym miejscu. Nie mogłam się ruszyć blokowana przez dłonie Wellingera spoczywające po obu stronach mojego ciała.

- Powoli już się nie mieszczą – powiedział gardłowo nachylając się nade mną jeszcze bardziej. – Chcesz do nich dołączyć?

Zamarłam. Nie umiałam zrozumieć mojej podświadomości, która w tym momencie chciała go pocałować. Miałam tak niesamowite myśli na myśli, że moja własna podświadomość się rumieniła.

Zza drzwi dobiegł nas głos blondynki „Otwórzcie, bo sama nie dam rady”. To spowodowało, że oderwaliśmy się od siebie jak oparzeni, a ja jedyne, na co miałam ochotę to po prostu jak najszybciej opuścić ten dom. Kiedy Neele postawiła tacę z herbatą na biurku nie wytrzymałam.

- Neele, mama dzwoniła – wymyśliłam na poczekaniu łapiąc równie zdezorientowany, co mój wzrok chłopaka. – Musimy już iść



***
 
 
 
Pakowałam potrzebne na jutro podręczniki do skórzanej torby, gdy moje siostra ponownie stanęła w drzwiach mojego pokoju. Spojrzałam na nią pytająco, a ona uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję – powiedziała podbiegając do mnie i zamykając mnie w szczelnym uścisku. Nie mogłam się ruszyć ani odezwać. Bo co miałabym jej powiedzieć? Że uratowała ci życie tą herbatą? Że prawie pocałowałam chłopaka, w którym kocha się od prawie dwóch lat? – A właśnie dzwonił Andreas i kazał ci przekazać, że zostawiłaś u niego książkę.
 
Wyszła z pokoju zostawiając mnie po raz kolejny tego dnia w szoku. Czyli szykowała się kolejna wizyta u pana Wellingera. Westchnęła sfrustrowana lustrując wzrokiem jutrzejszy plan lekcji. Jak na złość wyraźnie pogrubioną trzcinką widniała tam „CHEMIA”. Zaklęłam pod nosem narzucając na siebie skórzaną kurtkę.
 
- Im wcześniej to załatwię tym lepiej – powiedziałam do siebie zatrzaskując za sobą drzwi wejściowe do domu. Założyłam słuchawki i próbowałam się wyciszyć. Mentalnie nastroić przed kolejnym spotkaniem z chłopakiem.
 
Po dłuższej chwili, czyli po około trzech piosenkach stanęłam na werandzie domu sportowca. Zagryzłam wargę naciskając dzwonek, a już po chwili uświadomiłam sobie, że mam jeszcze chwilę na ucieczkę. Spojrzałam w stronę rosnących gęsto świerków wydających się idealną kryjówką. Jednak drzwi się otworzyła, a światło dochodzące z pokoju oślepiło mnie na chwilę.
 
- Lara – uśmiechnęłą się do mnie pani Wellinger. – Ty do Andiego?
Chcąc nie chcąc skinęłam głową, a kobieta momentalnie pojaśniała. Zawołała syna i zostawiła mnie przed domem żegnając mnie z dziwnym uśmiechem.  Przełknęłam ślinę wykręcając nerwowo palce, gdy drzwi ponownie się otworzyły.
 
- Proszę, twój zeszyt -  powiedział na przywitanie chłopak podając mi czerwony notes.
 
 Uśmiechnęła się, a właściwie starałam się to zrobić. Ściskałam mocno sztywną okładkę patrząc na zagubionego chłopaka. Czy ja też tak wyglądałam? Nie wiem, ale najprawdopodobniej tak. Bo nigdy wcześniej nie byłam w podobnej sytuacji. – Lara, posłuchaj…
Nie dokończył, a ja wcale tego nie żałowałam. Wpił mi się w wargi całując najpierw delikatnie pogłębiając jednak pieszczotę z każdą chwilą. Objęłam go za szyję wplatając ręce w jego jasne włosy. Trzymał mnie mocno w talii, a ja nie zdawałam sobie sprawy jak to wydarzenie skomplikuje mi życie.
 
 
 
 
 


wiem, że miało być wcześniej, ale cóż...
mam zaległość, ale nadrobię, i promise